No trzeba się przyznać, że dzisiaj ze zbieraniem się z naszego kempingu nie spieszyliśmy się za nadto;) W końcu jesteśmy w podróży już niemal dwa tygodnie i wakacyjny relaks już nieźle nam się udzielił.






Zwłaszcza, że w planach nie mieliśmy długiej drogi. Pierwotnie zakładaliśmy, że z Blagaju pojedziemy do miejscowości Žabljak u podnóża gór Durmitor w Czarnogóre. Niestety ochłodzenie, które w Bośni było tak zbawienne, wysoko w górach sprawiało, że jeszcze przez kilka dni temperatura miała się tam wahać między 10 a 15°C. A ponieważ nie po to pchaliśmy się na te Bałkany, żeby marznąć, to postanowiliśmy wizytę w górach nieco przesunąć (za pare dni mają już wrócić standardowe temperatury – niżej i przy morzu >30°C, w górach >20°C).
Rozważaliśmy Zatokę Kotorską albo okolice Dubrownika, ale nie mogliśmy znaleźć tam żadnego kempingu, który by nas przekonał – większość to jakieś miniaturki wciśnięte między urwisko a główną drogę. Jak już zdarzyło się coś z jakimś sensowniejszym dostępem do morza, to totalnie zatłoczone. Albo ostatnia opcja – na całkowitym „wygwizdowiu” bez zasięgu GSM/wifi. A na takie ekstremalne warunki nie możemy sobie pozwolić. Ciepłej wody w łazience może nie być, ale pewne cywilizacyjne minimum musi pozostać! 😉

Także jeśli góry nie i morze nie, to padło na jakieś jezioro pomiędzy 😉 I trzeba przyznać, że wybór, tym razem Krzyśka, był bardzo trafny.


I mamy pierwszą pieczątkę w paszportach!


A na wieczornym SUPie, kiedy po raz kolejny nie mogłam oderwać wzroku od świetnego, przecudownego i ekscytującego widoku dookoła jeziora, dopadły mnie poważne przemyślenia 😉 Doszłam do wniosku, że, jak na razie, Bałkany – ta cała Chorwacja, Bośnia, Czarnogóra (zobaczymy jak będzie dalej) ma znacznie więcej do zaoferowania „na lądzie” niż nad morzem. Wszyscy się zawsze jadą nad morze, bo Adriatyk, Dalmacja wyspy itp. Faktycznie jest pięknie, ale też jest dużo … uciążliwości. Masa ludzi, wszystko wciśnięte między urwiska, a drogi i autostrady, na maksa „turystycznie”, komercyjnie. Samo morze też jest bardziej do oglądania niż do kąpania. Miejsca, gdzie wygodniej można podejść do wody, są superrzadkie i w związku z tym – szalenie zatłoczone. A w głąb lądu jest naprawdę przepięknie, nieśpiesznie, spokojnie i jest tak wiele do zobaczenia. Jeszcze w połączeniu z tymi majestatycznymi widokami masywnych gór, przełomów rzek, czy po prostu ogromnych połaci przyrody w ogóle nie zdominowanej przez człowieka, robi to niesamowite wrażenie.






To dziwne, bo zawsze te okolice kojarzyły mi się z morzem. Nigdy nie słyszałam*, żeby ktoś jechał np. do Chorwacji gdzieś indziej niż na wybrzeże. Chyba teraz, gdyby ktoś się mnie spytał, gdzie tu się zatrzymać, to będę doradzała udanie się w głąb lądu. Oczywiście warto się przejechać, chociażby autostradą przez Chorwację, po wybrzeżu tak dla świetnych widoków, ale to wystarczy 😉
*Dobra, trochę oszukuję, mam znajomych, którzy jeżdżą/jeździli do Czarnogóry w góry. Ale chyba jakoś nigdy w swojej głowie nie połączyłam tych górskich wypadów z tak popularnym kierunkiem „wakacji nad morzem”. To tej pory Czarnogóra to dla mnie tylko Budva, Kotor, plaże⛱️ itp. A tu naprawdę są te super góry ⛰️! 😉Przepraszam za te wynurzenia, ale tak nastraja wiosłowanie po jeziorze o zachodzie słońca, gdzie dookoła poza pięcioma kamperami na kempingu i może dwoma chatkami, gdzieś na innym zboczu, nie widać niczego i nikogo poza:


