Dzisiaj oficjalnie zaczynamy odwrót do Polski. Powoli, bo czeka na nas jeszcze parę miejsc do odwiedzenia, ale od teraz będziemy bardziej zbliżać się do domu niż od niego się oddalać.
Szkopuł w tym, że jesteśmy w szalenie trudno dostępnym miejscu! Jedyna sensowna droga wiedzie na wschód do Kosowa. Obranie w zasadzie każdej innej drogi wiązałoby się z kilkugodzinnymi przeprawami górskimi serpentynami. A na to wyjątkowo nie mamy ochoty! No jeszcze można przejść przez góry (mamy raptem kilka km do granicy z Czarnogórą), ale trzeba by pokonać jakieś 1500 m przewyższenia po obu stronach. A więc Kosowo!
Kosowo, malownicza kraina położona na Bałkanach, ma nie tylko bogatą historię, ale także ciekawą i skomplikowaną sytuację społeczno-polityczną. W średniowieczu Kosowo było sercem państwowości serbskiej – najważniejszym centrum kulturalnym i religijnym. To tutaj odbyła się słynna bitwa pod Kosowym Polem, która odmieniła losy niemal całych Bałkanów – od teraz na długie stulecia rządy pełnili tu Turcy (Imperium Osmańskie).
To jednak dawne dzieje – współczesna historia Kosowa jest pełna napięć etnicznych i politycznych. W czasach panowania Turków tereny te były bardzo zaniedbywane, co powodowało, że Serbowie stąd się przenosili. Konflikty pomiędzy serbską większością a albańską mniejszością narosły w latach 90. XX wieku, co w efekcie doprowadziło do wojny i interwencji NATO w 1999 roku. W rezultacie, Kosowo ogłosiło niepodległość od Serbii w 2008 roku, co spotkało się z uznaniem przez wiele krajów, choć Serbia nadal nie uznała tego kroku. Status Kosowa na arenie międzynarodowej nie jest jeszcze ustalony w 100%.
Obecnie sytuacja polityczna w Kosowie jest skomplikowana. Kraj dąży do pełnej niepodległości i aktywnie działa na rzecz uznania międzynarodowego. Wewnątrz ciągle bywa niespokojnie. My akurat trafiamy na bardzo spokojny czas. W zasadzie jedynie przez Kosowo przejeżdżamy, zatrzymując się na obiad i zakupy. No i znowu musimy całkowicie rewidować nasze oczekiwania. Chyba spodziewaliśmy się jeszcze dymiących ostrzelanych ciężarówek na poboczu, drutu kolczastego, biedy i żołnierzy NATO w pełnym umundurowaniu… ale nic z tego. No dobra – żołnierzy KFOR wydzieliśmy, ale wyglądali bardziej jakby jechali na obiad niż na odbijanie oblężonej wioski. Poza tym super droga prowadziła nas przez super miasto pełne sklepów i restauracji. Chyba zbyt wielu gości z zagranicy tam nie mają, bo byliśmy trochę chwilową atrakcją. Chyba nigdy w tak krótkim czasie tyle osób tyle razy nie oferowało mi pomocy – w sklepie, coś przetłumaczyć, coś wytłumaczyć, a czego potrzebujecie itp. W barze starszy pan nienaganną angielszczyzną cierpliwie tłumaczył nam różnice między dostępnymi wersjami kebabów i burków.





Ciężko mi powiedzieć czy całe Kosowo (i czy zawsze) takie jest (pewnie naiwnym byłoby tak zakładać), ale ten rejon zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Na koniec jeszcze kilka ciekawostek:
- Jeszcze kilka lat temu powszechny w Kosowie był brak tablicy rejestracyjnej na samochodzie lub używanie jakieś już dawno nieaktualnej (np. po sprowadzeniu auta z zagranicy). Albańczycy, w akcie buntu, nie chcieli przyjmować tablic wydawanych przez serbską administrację, a swoich nie mieli. Oczywiście takim samochodem nie dało się wybrać na zagraniczną wycieczkę, ale przemieszczenie się nim wewnątrz kraju było czymś zupełnie normalnym. Obecnie ONZ wydaje już mieszkańcom „ich” tablice z oznaczeniem RKS. Także takich „no-name” spotkaliśmy ledwie kilka. Ale za to bardzo dużo aut, zwłaszcza mercedesów, jeździ ciągle na niemieckich „blachach” (ciekawe czy ich poprzedni właściciele o tym wiedzą;)). Albańczycy po obu stronach granicy (w Kosowie i Albanii) chyba uznają tylko tę markę samochodów. Na drogach trudno spotkać inne auto. I te mercedesy występują w zasadzie w dwóch odsłonach – 1. dawny „taksówkarski’ model, lekko odpadający lakier, jedna klamka na trytytkę i chmura czarnego dymu za. 2. najnowszy model s-klasse, czarny, w skórze (ta wersja występuje również pod marką AUDI) ;). Myślę, że to sporo mówi o nierównościach w tych społeczeństwach.
- Podobno obecnie jednym z lepszych miejsc na świecie gdzie można kogoś albo coś skutecznie ukryć, jest północne Kosowo. KFOR się tam nie zapuszcza, policja kosowska również. Większość stanowią wysokie góry. Ogólnie w kraju jest nieco bałaganu. Można tam podjechać autem bez rejestracji. Teren otoczyć wysokim na trzy metry murem – często widzieliśmy takie w Albanii i Kosowie i podejrzewamy, że to takie standardowe ogrodzenie domów tych od s-klasse 😉
- Teoretycznie aby z Kosowa wjechać do Serbii, trzeba najpierw wyjechać z Kosowa do jakiegoś trzeciego kraju i dopiero z niego wjechać do Serbii. Bezpośrednie przejeżdzanie z Kosowa do Serbii jest ryzykowne. Kosowo nie ma jeszcze w pełni rozwiniętych służb i administracji, także funkcję służb granicznych pełnią żołnierze misji ONZ – UNMIK), więc na granicy np. albańsko-kosowskiej może w naszych paszportach pojawić się niebieska pieczątka ONZ. A serbska policja takie pieczątki traktuje… jako dowód na nielegalne przekroczenie granicy ich państwa (traktują Kosowo jako zbuntowaną prowincję Serbii).
Także choć nasza dalsza droga biegnie przez Serbię, musimy wyjechać z Kosowa i przenocować w sąsiedniej Czarnogórze. Trafiamy na ciekawy kemping, który oprócz miejsc na namioty oferuje… chatki dla krasnoludków 😉 takie mini domki, czasem jedynie z drzwiami i łóżkiem.




