*Witaj w Albanii!
Po zupełnie nieśpiesznym, ale jednocześnie bardzo wartościowym, pobycie w Czarnogórze, czas ruszyć dalej. Kolejny kraj na naszej drodze to Albania.

Postanowiliśmy przy okazji wizyty w tym kraju jeszcze raz, możliwe, że ostatni w trakcie naszej podróży, skoczyć nad Adriatyk. Po drodze zatrzymujemy się na małe zwiedzanie w Szkodrze. Jest to jedno z większych miast w Albanii. Zatrzymujemy się trochę „na czuja” w okolicach Placu Demokracji (Sheshi Demokracia). Ciągle przyzwyczajamy się, że często w drodze musimy sobie radzić bez dostępu do internetu (jesteśmy poza EU, więc rachunek za roaming może zaskoczyć). Nie wszystko możemy sobie od ręki wyszukać, posprawdzać w komórce. Ale strzał okazuje się celny – lądujemy w centrum. Po wykonaniu kilku kółek w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego, pozostawiamy samochód w jakichś ruinach chwilowo przerobionych na parking dla turystów. Idziemy na spacer. Na początku trochę po omacku (w pierwszej chwili wydaje nam się, że w Szkodrze są głównie liczne sklepy z telefonami komórkowymi i że zaraz zostaniemy rozjechani przez szalonych kierowców 😉 ), udaje nam się znaleźć kilka ciekawych punktów i ładny historyczny deptak.












Nie możemy napisać, że jakoś dogłębnie poznaliśmy to miasto. W sumie to jedynie go „lizneliśmy”. Ale jest jedna rzecz, która szczególnie przykuła naszą uwagę – rowerzyści. Wygląda na to, że rower to jeden z podstawowych środków transportu w Szkodrze. Na ulicach, mimo upału, widać bardzo dużo osób na rowerach – młodych , starych, eleganckich w drodze do pracy, z dziećmi w foteliku, czy „tułaczy” obładowanych siatami z niewiadomą zawartością. Wszyscy zdają się poruszać się z zaskakującą pewnością siebie – a trzeba przyznać, że ruch uliczny jest tu, jak na standardy zachodnioeuropejskie, dość dziki ;). Choć to zaskakujące, wprost przywołuje to skojarzenia z rowerową Kopenhagą czy innymi miastami północy Europy!



W trakcie naszego spaceru natrafiamy na meczet Xhame Madhe, który został zniszczony w latach 90.XX i współcześnie odbudowany przez szejków z Arabii Saudyjskiej, oraz na Kościół Franciszkanów (Kisha Françeskane) z 1878 roku, który w czasach komunistycznych został przerobiony na kino!


Z centrum odjeżdżaliśmy „żegnani” nawoływaniem muezinów z licznych meczetów. Nic dziwnego, skoro ponad połowa wierzących w Albanii to muzułmanie. W Szkodrze chcemy zobaczyć jeszcze jedno miejsce – zamek Rosafa, czyli warowne wzgórze, którego historia sięga III w. pne.










Już na samym początku znowu możemy się przekonać, że parkowanie w Albanii to wyjątkowa sztuka. Droga na zamek urywa się nagle na superstromej wyślizganej kamiennej uliczce i „radź tu sobie człowieku”. Na szczęście akurat zwalnia się jedno miejsce i możemy zostawić auto. Choć cały manewr wymaga chirurgicznej precyzji i cyrkowej finezji 😉

Pod wieczór zjeżamy na wybrany kemping nad morzem. Mimo że na zdjęciach miejsce wygląda uroczo, to oprócz urokliwego widoku na Adriatyk Albania wita nas wichurą! Przez całą noc czuwamy, zastanawiając się, czy nasz targany przez wiatr i kładący się namiot odleci lub porwie się.

